Trochę zdjęć…
Jako, że na Facebooku łatwiej było publikować całe galerie z trasy, żeby zdjęciami podzielić się z całym światem, to możecie je pooglądać w naszej śremteamowej galerii na facebookowej stronie Śrem Team @ Facebook.
Jako, że na Facebooku łatwiej było publikować całe galerie z trasy, żeby zdjęciami podzielić się z całym światem, to możecie je pooglądać w naszej śremteamowej galerii na facebookowej stronie Śrem Team @ Facebook.
Jesteśmy w Inverness…. W Żuku padł tylni most. Wychodzi na to, że koniec podróży. Jutro się okaże czy będziemy mieli transport żuka do Polski. Jak nie to dzięki zaradności i ogarnianiu dziwnych tipów mamy ubezpieczenie dzięki, któremu możliwość powrótu do domu.
Pamiętajcie! Ubezpieczenie będzie Was kosztowało mało a może uratować życie Teraz koszt lotu do Polski i złomowania samochodu weźmie na siebie PTU.
Od godziny płyniemy promem z francuskiego Calais do brytyjskiego Dover. Po 15-tej zameldowaliśmy się w Dunkierce i dotarliśmy do portu w Calais. Tam przebukowaliśmy bilety, bo zakupione wcześniej były na godzinę 23.59. Udało nam się bez żadnych dopłat zmienić godzinę wypłynięcia na 22.00. Odprawić się i czekać na załadowanie na pokład promu musieliśmy czekać od godziny 20.00. Takie przepisy. Do tej 20-tej organizowaliśmy sobie czas: przyrządziliśmy prowizoryczny obiad, gotując wrzątek i zjadając nasze zapasy, a także posprzątaliśmy w naszych samochodach. Dokonaliśmy też w nich kilku usprawnień i przeróbek. Tak nam czas upłynął do tej 20-tej, kiedy musieliśmy przejechać przez punkt kontroli granicznej Wielkiej Brytanii i oczekiwać na wjazd na prom w wydzielonej strefie tranzytowej. Tam spotkaliśmy kilku innych “Złombolowców” w starych autach.
Koło 21-szej wjechaliśmy na prom i czekaliśmy na wypłynięcie łażąc po pokładzie i poznając różne pomieszczenia, sklepy i lokale na nim się znajdujące. A teraz już płyniemy. Trochę buja całym promem, ale mnie to akurat nie przeszkadza. Choroby morskiej jeszcze się nie dorobiłem. To bujanie jest nawet przyjemne. Dodam tylko, że gdy patrzę na naszych chłopaków-złombolaków to stwierdzam, że ich buja po pokładzie. Ale niekoniecznie od fal
Jesteśmy już prawie dobę w podróży. Tej właściwej, która nazywa się Złombol 2011. Dla mnie i uczestników rajdu z ekipy Śrem Team, z którą podróżuję oraz z ludźmi z ekipy Młode Pyrki wszystko zaczęło się w piątek.
Oni wyruszyli do Katowic z Poznania samochodami, a ja z Białegostoku po południu pociągiem. W Na peronie dworca Katowicach zameldowałem się równo o godzinie 00:00. Chłopaki ze Śremu już na mnie czekali swoim podrasowanym Żukiem ze Straży Pożarnej na Opolszczyznie. Gdy tak staliśmy i rozmawialiśmy pod katowickim dworcem podszedł do nas gość. Powiedział, że również jedzie Żukiem w rajdzie i w razie potrzeby miałby dla nas jakieś części zapasowe. Ofiraował nam oponę, bo w śremskim Żuku padła podczas podróży do Katowic.
Z dworca pojechaliśmy na stancję. Tam był punkt noclegowy. Posiedzieliśmy trochę, tak do 1.30, pogadaliśmy, omówiliśmy wstępny plan podróży, poznałem ekipę, z którą miałem jechać i spać. Pobudka prze 8-mą, szybki prysznic, pakowanie, a w międzyczasie konsumpcja przywiezionych ze sobą kanapek, suszenie ręczników po kąpieli i kubek gorącej herbaty. Tak po 9-tej, koło pół do 10-tej byliśmy gotowi. Trzeba było stawić się na miejscu startu.
Mniej więcej o 10-tej byliśmy na miejscu. Katowice, ul. Mariacka. Scena, asysta Policji i wielki balon z napisem START. A na ulicy (właściwie to był deptak) sporo samochodów, Przed nami zgłosiło się już trochę aut. Trwało ostatnie pakowanie, oklejanie numerami startowymi i sprawdzanie stanu technicznego. Niektórzy gorączkowo szukali części zapasowych i radzili się mechaników. My dostaliśmy w prezencie oponę, którą trzeba było podwiesić pod skrzyniąna dole Żuka.
Pogoda ładna, świeciło słońce. Doczekaliśmy do godziny 11.45. Na tę godzinę zaplanowany był oficjalny start wszystkich załóg biorących udział w rajdzie Złombol 2011. Z 10-minutowym opóźnieniem (organizatorzy naradzali się z Policją na temat trasy i sposobu przejazdu kolumny przez miasto) ruszyliśmy. Start oglądało kilkuset Katowicczan. Zjawili się również przedstawiciele różnych redakcji. W naszą stronę wycelowane były obiektywy kamer i aparatów, a na trasie dojazdowej do autostrady A4 w stronę Wrocławia jechała obok nas przez chwilę ekipa TVP Katowice.
Kolumna złombolowych pojazdów rozsypała się dość szybko. Każdy jechał ustaloną przez siebie prędkością. Niektóre pojazdy nie były w stanie, z pełnym bagażem, “pocisnąć” po drodze więcej niż 70-80 km/h. My jechaliśmy równo do Wrocławia. Stała prędkość 70-80. Czasem na krótszych odcinkach koło 100 km/h. Za nami ekipa Młodych Pyrków w niebieskiej Skodzie 120L. 22 kilometry przed Wrocławiem awaria. Pękła dętka w oponie. Na szczęście mamy podarowane koło zapasowe. Kilkanaście minut i mogliśmy jechać dalej.
We Wrocławiu dłuższy postój na Bielanach przy centrum handlowym TESCO. Tam większe zakupy, które pozwolą przetrwać kilka najbliższych dni i nocy, sprawdzanie stanu technicznego aut, oraz obiad na KFC. Kupiłem sznur do suszenia bielizny. Upletliśmy z niego pod sufitem siatkę bagażową. Jest bardzo przydatna.
Potem już tylko jazda przed siebie. Cały czas. Drezno, Chemnitz, Lipsk. Mieliśmy po drodze kilka postojów na dotankowanie paliwa – gazu LPG i czynności fizjologiczne. Tankujemy tak co 200 km. W nocy rozłożyłem z tyłu fotel i skuliłem się w pozycji do spania. Wyciągnąłem kurtkę, by się ogrzać. Żuk nie ma ogrzewania przestrzeni pasażerskiej z tyłu. Niedługo potem okazało się, że trzeba będzie też wyciągnąć śpiwór. Jak dobrze, że mój przystosowany jest do niższych temperatur. Przeżyłem kilka nocy na poprzednich “Przystankach Woodstock” pod namiotem i w deszczową pogodę, więc wiedziałem jaki wybrać kupując. Koło 4-tej zaczął padać deszcz i padał tak do godziny 7-mej. To budziłem się, to zasypiałem. Przez długi czas w ogóle nie mogłem zasnąć. W międzyczasie ze 3 razy zmieniali się kierowcy. Pokapało mi trochę na głowę z blaszanego sufitu. Akurat nade mną zbierała się woda. Jakoś dotrwałem.
Cały czas trasę zapisuje mój GPS logger Holux M-241. Zobaczymy jakie ścieżki wyprodukuje. Wtedy będzie można obejrzeć je na mapie Google.
Po 7-mej dojechaliśmy do Holandii, a po godzinie 9-tej wjechaliśmy na teren Belgii. Jedziemy w stronę Antwerpii. Dopiero na stacji w pobliżu Dunkierki znaleźliśmy niezabezpieczoną sieć WiFi, z której mogę wysłać ten wpis. O 14.55.
Idzie całkiem nieźle. Za niedługo będziemy w Dunkierce. Wypogodziło się trochę to może zobaczymy coś ciekawego na miejscu. Poza tym nocka minęła całkiem spokojnie. Poza tym, że trochę Obiemu się przysypiało i Paweł zajął jego miejsce w żuku. Jednak co wielkopolska kooperacja to wielkopolska Jak już wcześniej pisaliśmy mamy pecha do kół. Złapaliśmy kolejną panę. Ale mam w sumie zdobyczne dwa dodatkowe koła zapasowe Więcej pewnie popiszemy już z samej Dunkierki jak będzie więcej czasu i spokoju. Póki co, żeby co po niektórzy się nie martwili zdjęcie na potwierdzenie tego, że wszystko z nami dobrze
Z małymi przeszkodami dojechaliśmy do Katowic. Przy zjeździe z autostrady złapaliśmy pane Przez kilometr jechaliśmy na feldze. Dojechaliśmy do Martyny i Jasia. Wymieniliśmy koło na naszą zapasówkę. Trochę inny bieżnik, ale daje radę. Poza tym musimy odkupić od kogoś teraz koło zapasowe W nocy jak pojechaliśmy po Krystka na dworzec bo dojeżdżał z Białegostoku zagadnął nas Wojtek(?), że do zobaczenia na starcie i w ogóle… Pogadaliśmy chwilę. Dadzą nam jedną ze swoich zapasówek. Przenocowaliśmy jedną ekipę na naszej stancji. Mieli spać w namiocie. Trzeba sobie pomagać co nie? Dokładnie nie pamiętam jak mają na imię, ale są sympatyczni. Zaraz znikamy z Kokociniec i jedziemy na małe zakupy i na start się okleić.
Jeszcze raz w tym miejscu dziękujemy Visit Zakopane za udostępnienie stancji.
Template: TheBuckmaker.com Blog Themes | Unlimited Web Hosting, Kapitalversicherung